Wykład na temat shukke ( po Tokudoshiki).

Tairyu Furukawa Sensei Tamana ,12 maja 1997 Powszechnie uważa się, że Shukke oznacza ogolenie głowy przez mnicha. Współczesne znaczenie Shukke różni się jednak od tego, które miało ono tradycyjnie w przeszłości. Jeśli Shukke oznacza opuszczenie domu rodzinnego i wyrzeczenie się wszelkich świeckich powiązań takich jak majątek, rodzina itd., to nie możemy powiedzieć, że ogół japońskich kapłanów dokonał Shukke. Co zatem znaczy Shukke? Gdy ludzie napotykają w swym życiu problemy, doświadczają nietrwałości rzeczy tego świata i zaczynają zadawać sobie pytania o samego siebie i o życie w ogóle, i wtedy wykonują Shukke - porzucają świeckie sprawy i wyruszają na poszukiwanie nauk Buddy. Shukke jednak nie jest ostateczną rzeczywistością buddyzmu. Musimy powrócić do naszego pierwotnego świata, co oznacza, że musimy odbyć Shukke po Shukke. Zwykle ludzie myślą, że termin Zaike (ludzie świeccy) odnosi się do osób wiodących świeckie życie, nie dokonujących Shukke, ale prawdziwe znaczenie tego słowa jest inne. Zaike oznacza oddawanie się pracy w świeckim świecie zgodnie z naukami Buddy, po uprzednim odbyciu Shukke - tak jak Matka Teresa, która pracuje z biednymi w świeckim świecie. Wejście na drogę Buddy nie polega na negowania realiów życia, ale wymaga ono powrotu do pierwotnego świata, by pracować dla innych, nie ulegając skażeniu społecznym złem.
Na przykład bosatsu czyli bodhisattwowie nie noszą kapłańskich szat, ale zwykłe ubrania jak my. Choć na zewnątrz niczym nie różnimy się od bodhisattwów, nasze wnętrza mogą się bardzo różnić. Weźmy inny przykład: jest sobie herbaciarnia w połowie drogi na górę. Wielu ludzi odpoczywa tam i pije herbatę. Patrząc na nich, nie możemy powiedzieć, kto z nich wspina się na górę, a kto z niej schodzi, gdyż zewnętrznie wydają się tacy sami. Wewnątrz są jednak zupełnie inni. Ludzie, wspinający się na górę, mają w sobie być może wolę albo pragnienie zdobycia szczytu, natomiast ludzie schodzący mogą mieć w sobie uczucie satysfakcji ze spełnienia celu.
Podobnie ludzie, którzy pracują w świeckiej rzeczywistości, a którzy wykonali Shukke, różnią się od ludzi, którzy tego nie zrobili, mimo że na zewnątrz są tacy sami. Ogolenie głowy i noszenie szat nie jest istotne. Nawet lalka to może. Ważne jest to, co w środku — nasze życie wewnętrzne. Shinran został pozbawiony kapłaństwa i był zmuszony zostać człowiekiem świeckim o nazwisku Yoshinobu Fujii, ale on sam mówił o sobie, że nie jest "ani kapłanem, ani człowiekiem świeckim" (hisô, hizoku). Powracanie do świeckiego życia po urzeczywistnieniu serca Buddy - oto, co nosi miano Zaike. Potrzeba nam więc Shukke po Shukke, co oznacza powrót do pierwotnego świata, by pomagać innym, zamiast pozostawać w klasztorze - tak, jak czyni Matka Teresa. Oto świat, jaki chce tworzyć Seimeizan Ji.
Santôka (1882-1940) był poetą piszącym haiku. Zwykł on utrzymywać się, jak to mnich, z takuhatsu, czyli żebrania o jałmużnę, uważał jednak, że otrzymuje datki nie ze względu na swe cnoty, ale ze względu na okrągły słomiany kapelusz i szatę, które nosi. Nie mógł znieść życia w kłamstwie, toteż w końcu porzucił wszystko, co posiadał jako mnich, i powrócił do życia świeckiego. Wtedy ułożył następujące haiku: Znów zostałem żebrakiem z kawałkiem szmaty w ręku. Sumienie nie pozwalało mu żyć fałszywym życiem. Trzeba nam się od niego uczyć tej umiejętności zanegowania samego siebie.
Praktykę tysiąca dni na górze Hiei wykonuje się w oparciu o własną siłę (Jiriki). Tylko wyjątkowi ludzie są zdolni do takiej ascetycznej praktyki. Dla większości z nas jest ona niemożliwa. Praktykę tę wykonuje się, aby się zbliżyć do Buddy. Jeżeli miłosierdzia Buddy nie można uzyskać bez tej praktyki, to większość z nas nie może być zbawiona. Z drugiej strony działanie Innej Mocy (Tariki) polega nie na tym, że my się zbliżamy do Buddy, ale że Budda się zbliża do nas i staje się jednym z nami. Uświadamianie sobie, że tak jest i doświadczanie tego — to Namu Amida Butsu. Tak jak rodzice kochają wszystkie dzieci bez rozróżniania, tak nikt nie pozostaje poza zasięgiem współczucia Buddy. Możemy myśleć, że jeśli zechcemy to popłyniemy w górę rzeki, ale jest to możliwe tylko dla tych, którzy mają łódź. Takimi ludźmi są ci, którzy praktykują przez tysiąc dni na górze Hiei.
Nie możemy zbliżyć się do Buddy, tak jak woda z dołu rzeki nie może popłynąć pod prąd, by spotkać się z wodą z góry rzeki. Hônen Shonin powiedział: "Recytujcie Nembutsu 30 000 albo 60 000 razy dziennie, a osiągniecie duchowe zbawienie". Co to oznacza? Wyrecytowanie Nembutsu 30 tysięcy razy zajmie 10 godzin, a 60 tysięcy razy - 20 godzin. Może to być możliwe przez jeden dzień albo tydzień, ale nie dłużej. Dlaczego więc nam to powiedział? Przez większość czasu myślimy o tym, jak zarobić pieniądze, zamiast o sprawach ducha. Jeśli mamy silne pragnienie osiągnięcia oświecenia, powinniśmy się zastanowić, ile godzin w ciągu dnia poświęcamy praktyce religijnej. Hônen Shônin przestrzega nas, że powinniśmy znajdować więcej czasu na codzienną praktykę religijną (Nembutsu/zazen).
Jak wiecie, Saichi był myôkôninem, najbardziej oddanym wyznawcą nauk Shin. Zapisywał on swe wiersze na wiórach w warsztacie, gdzie wyrabiał drewniane sandały, a potem w domu przepisywał je do dziecięcych zeszytów. D. T. Suzuki odkrył te wiersze i był tak wzruszony jego głęboką uduchowioną radością i wiarą w Nembutsu, że przez resztę życia poświęcił się studiowaniu wierszy Saichiego. Jest powiedzenie "bądź zawsze tak naiwny, jakbyś był nowicjuszem". Widząc pragnienie oświecenia (bodaishin), jakie pokazaliście dziś na Tokudoshiki, mam nadzieję, że oboje osiągniecie taki stopień religijności, do jakiego doszedł Saichi.
Mowa wygłoszona w świątyni Seimeizan po ceremonii święceń kapłankich ( tokudo) przyjętych przez Ranryu oraz Ryuin Iwamoto .
Na przykład bosatsu czyli bodhisattwowie nie noszą kapłańskich szat, ale zwykłe ubrania jak my. Choć na zewnątrz niczym nie różnimy się od bodhisattwów, nasze wnętrza mogą się bardzo różnić. Weźmy inny przykład: jest sobie herbaciarnia w połowie drogi na górę. Wielu ludzi odpoczywa tam i pije herbatę. Patrząc na nich, nie możemy powiedzieć, kto z nich wspina się na górę, a kto z niej schodzi, gdyż zewnętrznie wydają się tacy sami. Wewnątrz są jednak zupełnie inni. Ludzie, wspinający się na górę, mają w sobie być może wolę albo pragnienie zdobycia szczytu, natomiast ludzie schodzący mogą mieć w sobie uczucie satysfakcji ze spełnienia celu.
Podobnie ludzie, którzy pracują w świeckiej rzeczywistości, a którzy wykonali Shukke, różnią się od ludzi, którzy tego nie zrobili, mimo że na zewnątrz są tacy sami. Ogolenie głowy i noszenie szat nie jest istotne. Nawet lalka to może. Ważne jest to, co w środku — nasze życie wewnętrzne. Shinran został pozbawiony kapłaństwa i był zmuszony zostać człowiekiem świeckim o nazwisku Yoshinobu Fujii, ale on sam mówił o sobie, że nie jest "ani kapłanem, ani człowiekiem świeckim" (hisô, hizoku). Powracanie do świeckiego życia po urzeczywistnieniu serca Buddy - oto, co nosi miano Zaike. Potrzeba nam więc Shukke po Shukke, co oznacza powrót do pierwotnego świata, by pomagać innym, zamiast pozostawać w klasztorze - tak, jak czyni Matka Teresa. Oto świat, jaki chce tworzyć Seimeizan Ji.
Santôka (1882-1940) był poetą piszącym haiku. Zwykł on utrzymywać się, jak to mnich, z takuhatsu, czyli żebrania o jałmużnę, uważał jednak, że otrzymuje datki nie ze względu na swe cnoty, ale ze względu na okrągły słomiany kapelusz i szatę, które nosi. Nie mógł znieść życia w kłamstwie, toteż w końcu porzucił wszystko, co posiadał jako mnich, i powrócił do życia świeckiego. Wtedy ułożył następujące haiku: Znów zostałem żebrakiem z kawałkiem szmaty w ręku. Sumienie nie pozwalało mu żyć fałszywym życiem. Trzeba nam się od niego uczyć tej umiejętności zanegowania samego siebie.
Praktykę tysiąca dni na górze Hiei wykonuje się w oparciu o własną siłę (Jiriki). Tylko wyjątkowi ludzie są zdolni do takiej ascetycznej praktyki. Dla większości z nas jest ona niemożliwa. Praktykę tę wykonuje się, aby się zbliżyć do Buddy. Jeżeli miłosierdzia Buddy nie można uzyskać bez tej praktyki, to większość z nas nie może być zbawiona. Z drugiej strony działanie Innej Mocy (Tariki) polega nie na tym, że my się zbliżamy do Buddy, ale że Budda się zbliża do nas i staje się jednym z nami. Uświadamianie sobie, że tak jest i doświadczanie tego — to Namu Amida Butsu. Tak jak rodzice kochają wszystkie dzieci bez rozróżniania, tak nikt nie pozostaje poza zasięgiem współczucia Buddy. Możemy myśleć, że jeśli zechcemy to popłyniemy w górę rzeki, ale jest to możliwe tylko dla tych, którzy mają łódź. Takimi ludźmi są ci, którzy praktykują przez tysiąc dni na górze Hiei.
Nie możemy zbliżyć się do Buddy, tak jak woda z dołu rzeki nie może popłynąć pod prąd, by spotkać się z wodą z góry rzeki. Hônen Shonin powiedział: "Recytujcie Nembutsu 30 000 albo 60 000 razy dziennie, a osiągniecie duchowe zbawienie". Co to oznacza? Wyrecytowanie Nembutsu 30 tysięcy razy zajmie 10 godzin, a 60 tysięcy razy - 20 godzin. Może to być możliwe przez jeden dzień albo tydzień, ale nie dłużej. Dlaczego więc nam to powiedział? Przez większość czasu myślimy o tym, jak zarobić pieniądze, zamiast o sprawach ducha. Jeśli mamy silne pragnienie osiągnięcia oświecenia, powinniśmy się zastanowić, ile godzin w ciągu dnia poświęcamy praktyce religijnej. Hônen Shônin przestrzega nas, że powinniśmy znajdować więcej czasu na codzienną praktykę religijną (Nembutsu/zazen).
Jak wiecie, Saichi był myôkôninem, najbardziej oddanym wyznawcą nauk Shin. Zapisywał on swe wiersze na wiórach w warsztacie, gdzie wyrabiał drewniane sandały, a potem w domu przepisywał je do dziecięcych zeszytów. D. T. Suzuki odkrył te wiersze i był tak wzruszony jego głęboką uduchowioną radością i wiarą w Nembutsu, że przez resztę życia poświęcił się studiowaniu wierszy Saichiego. Jest powiedzenie "bądź zawsze tak naiwny, jakbyś był nowicjuszem". Widząc pragnienie oświecenia (bodaishin), jakie pokazaliście dziś na Tokudoshiki, mam nadzieję, że oboje osiągniecie taki stopień religijności, do jakiego doszedł Saichi.
Mowa wygłoszona w świątyni Seimeizan po ceremonii święceń kapłankich ( tokudo) przyjętych przez Ranryu oraz Ryuin Iwamoto .
Urlich Kraft
Mnisi w rurze magnetycznej
Medytacja jako eksperyment neurologiczny: Regularne podróże do wnętrza zmieniają mózg, a tym samym także sposób, w jaki człowiek myśli i czuje.
Wąska rura hałaśliwego tomografu do rezonansu magnetycznego jest chyba jednym z tych osobliwych miejsc, w których Mathieu Ricard kiedykolwiek próbował przenieść swojego ducha w stan „ współczucia bez zastrzeżeń”, Jak dobrze, że przy tej formie medytacji mógł sięgnąć do prawie 30 lat doświadczenia. Ricard jest właściwie mnichem w klasztorze Shechen w Katmandu. A osobą wyznaczoną do doświadczeń w laboratorium Richarda Davidsona do badań nad mózgiem stał się z polecenia Dalaj Lamy we własnej osobie. Duchowy przywódca tybetańskiego buddyzmu wysłał w sumie ośmiu mnichów ze swojego ścisłego grona na University of Wisconsin w Medison (USA) – wszyscy są profesjonalistami w dziedzinie medytacji z 10 000 godzin praktyki. Ich zadaniem było pomóc neuropsychologowi Davidsonowi w ustaleniu, co porusza mózg w momencie duchowego skupienia.
To pytanie zaabsorbowało też Ulricha Ott. „ Fascynującym pomysłem jest wyjaśnianie neuropsychologii oświecenia”, uważa psycholog z uniwersytetu w Giessen i jeden z niewielu niemieckich ekspertów medytacji. „Coraz więcej ludzi interesuje się medytacją, jednak nauka przez dłuższy czas zaniedbywała tę dziedzinę”. Obecnie obserwuje się pewne zmiany w tej sferze. Przede wszystkim w USA naukowcy próbują przyjrzeć się mózgowi podczas medytacji za pomocą wysokoczułych elektroencefalografów i najnowocześniejszych, rejestrujących na obrazie procesów, jak tomografia rezonansu magnetycznego. Ich pierwsze orzeczenia nie zaskoczyłyby Dalaj Lamy, dowodzą bowiem tezy, którą prezentują od 2500 lat praktykujący buddyści: medytacja i mentalna dyscyplina prowadzą do zasadniczych zmian w mózgu.
Już przed kilkoma laty pewien tybetański opat, który medytował ponad 10 000 godzin, sprawił dużą niespodziankę w laboratorium Richarda Davidsona. Aktywność jego lewego płatu czołowego mózgu była o wiele wyższa niż u 150 nie-buddystów, którzy dla porównania byli testowani przez badacza. Naukowiec wiedział z innych badań, że taki wzorzec pobudzenia jest odpowiedzialny za podstawowy nastrój, nazwany przez niego „ pozytywnym afektywnym stylem”. Optymistyczne typy mają bardziej aktywną lewą czołową korę niż typy pesymistyczne. Oczywiście ten obszar kory trzyma w ryzach złe uczucia i dba o pogodną równowagę i spokój ducha, która wyróżnia wielu buddystów. „ Szczęście to sprawność, której można się wyuczyć, jak dyscypliny sportowej lub gry na instrumencie muzycznym”, brzmiała końcowa konkluzja Davidsona. „Kto ćwiczy, staje się coraz lepszy”.
Badacz powtórzył doświadczenie z Mathieu Ricardem i siedmioma mnichami przysłanymi przez Dalaj Lamę - rezultat był ten sam. Ich lewy płat czołowy mózgu był ekstremalnie aktywny. Jednak potem Davidson wziął dokładniej pod encefalograficzną lupę swoich „olimpijczyków pracy mentalnej”, a mianowicie podczas praktykowania „współczucia bez zastrzeżeń” – formy medytacji, w której miłość i współczucie przenikają tego samego ducha. Celem jest bezwarunkowa gotowość pomocy drugiej osobie. Podczas badań Davidson rejestrował prądy mózgowe przy pomocy 256 czujników umieszczonych na czaszkach badanych mnichów. Grupa nowicjuszy była grupą porównawczą.Rzut oka na wartości pomiaru uwidocznił sensacyjne różnice. W mózgu mnichów tzw. aktywność gamma silnie wzrosła w czasie medytacji, podczas gdy u nie wyćwiczonych nowicjuszy praktycznie nie podniosła się. Oprócz tego te szybkie, wyróżniające się wysoką częstotliwością prądy mózgowe były lepiej zorganizowane i skoordynowane. I fale przemykały przez cały organ myślenia. „ Z reguły fale gamma są ograniczone zarówno czasowo jak i przestrzennie”, wyjaśnia Urlich Ott. „Pojawiają się tylko na krótko gdzieś w mózgu”. Kiedy, tego badacze mózgu nie mogą powiedzieć z całą pewnością. W efekcie końcowym częstotliwość prądów mózgowych odpowiada za określone stany duchowe. Fale delta o niskiej częstotliwości charakteryzują głęboki sen. Fale alfa (ok. 10 Hz) są charakterystyczne dla stanu czuwania w odprężeniu. Fale gamma o częstotliwości ponad 30 Hz towarzyszą kognitywnym rekordom, na przykład momentom ekstremalnej koncentracji.
Buddyjski mnich sprawia wrażenie bardzo zrelaksowanego, ale jego mózg nie jest w żadnym wypadku wyłączony podczas medytacji. Wręcz przeciwnie: w chwili pogrążenia się w myślach panuje najwyższy stan skupienia. „Aktywność gamma mogłaby odpowiadać za ekstremalny stan czuwania, który opisują liczni medytujący”, mówi Ott.
Ale fakt, że pobudzenie tak skoordynowanie przebiegało przez cały organ myślenia mnichów, jeszcze bardziej fascynuje psychobiologa z Giessen. Odnośnie fal gamma istnieje bowiem jeszcze druga hipoteza, która mogłaby rozwiązać jedną z największych zagadek badań nad mózgiem – mianowicie odpowiedzieć na pytanie, jak powstaje świadomość.
Przyjmijmy, że siedzimy przy filiżance kawy. To, co świadomie postrzegamy, jest ogólnym wrażeniem, zaś mózg przetwarza poszczególne aspekty w różnych obszarach. Jeden obszar rozpoznaje brązowy kolor, inny identyfikuje aromat, trzeci – kształt filiżanki. Ale dotychczas nie znaleziono obszaru, który łączy wszystkie części układanki. Dlatego przypuszcza się, że komórki nerwowe biorące udział w tym procesie komunikują się za pomocą swego rodzaju kodu rozpoznawczego: częstotliwości gamma. Jeśli sygnały „brązowy”, „aromat” i „filiżanka” drgają w równym „takcie” 40 Hz, to kawa pojawia się przed okiem wewnętrznym. Według tej teorii – a eksperymenty wydają się ją potwierdzać – fale gamma są więc nadrzędną częstotliwością sterującą, która synchronizuje i łączy obszary mózgu. W ten sposób powstają stany postrzegania, jak również stany świadomości.
Każde ekstremalnie skoordynowane oscylacje gamma, które zarejestrował Davdison u mnichów, nie wystąpiłyby w normalnych warunkach, uważa Ulrich Ott. Jego wyjaśnienie brzmi: „Gdy wszystkie komórki nerwowe drgają synchronicznie, wszystko staje się jednym, nie możliwe jest różnicowanie ani podmiotu, ani obiektu. Dokładnie to stanowi centralne orzeczenie (wypowiedź) duchowego doświadczenia”.
Taki efekt pozostawia oczywiście też swoje neuronowe ślady wykraczające poza moment wewnętrznego skupienia, gdyż już przed medytacją aktywność gamma w mózgu mnichów była wyraźnie silniejsza niż u innych osób podanych badaniu, szczególnie w centralnej lewej przedniej korze odpowiedzialnej za emocjonalną równowagę. Jest to kolejny dowód na to, że na świadomość, a wraz z nią na całą osobowość można celowo wywierać wpływ przez medytację, uważa Davidson, a więc przez mentalną pracę. „Przełączenia w naszym mózgu nie są utrwalone. A więc nikt nie musi pozostać takim, jakim dziś jest”.
Matthieu Ricard, już przed swoja wizytą w Madison, nie miał co do tego żadnych wątpliwości: „Medytacja nie oznacza siedzenia pod drzewem bodhii spędzania tam miłych chwil”. Jego zdaniem, jest czymś zupełnie innym niż odprężenie. „ Chodzi o głębokie zmiany twojego bytu. Po dłuższym czasie stajesz się inną osobą”, mówi. Także badacze mózgu, którzy sprawom ducha są raczej mało przychylni, zapewne z czasem przyznają mu rację.
Artykuł opublikowany w „Suddeutsche Zeitung” Nr. 68 z 23.03.2005
Monachium – Niemcy
Tłum. z jęz. niemieckiego Joanna Walczak
na zlecenie Grupy Zen Kannon Kudoku. www.zen.info.pl
Mathieu Ricard (1946) syn wybitnego francuskiego filozofa Jean-Francois Revel po raz pierwszy w 1967r. udał się do Indii. W późniejszych latach został mnichem praktykującym buddyzm tradycji tybetańskiej.W 1972 uzyskał doktorat w zakresie genetyki molekularnej w Instytucie Pastera w Paryżu. Zrezygnował z kariery naukowej i przeniósł się do Nepalu , gdzie przebywa w klasztorze Sherchen Tennyi Dargyeling.Jest członkiem grupy badawczej Mind and Life Institute , autorem kilku książek oraz tłumaczem XIV Dalaj Lamy.
Mnisi w rurze magnetycznej
Medytacja jako eksperyment neurologiczny: Regularne podróże do wnętrza zmieniają mózg, a tym samym także sposób, w jaki człowiek myśli i czuje.
Wąska rura hałaśliwego tomografu do rezonansu magnetycznego jest chyba jednym z tych osobliwych miejsc, w których Mathieu Ricard kiedykolwiek próbował przenieść swojego ducha w stan „ współczucia bez zastrzeżeń”, Jak dobrze, że przy tej formie medytacji mógł sięgnąć do prawie 30 lat doświadczenia. Ricard jest właściwie mnichem w klasztorze Shechen w Katmandu. A osobą wyznaczoną do doświadczeń w laboratorium Richarda Davidsona do badań nad mózgiem stał się z polecenia Dalaj Lamy we własnej osobie. Duchowy przywódca tybetańskiego buddyzmu wysłał w sumie ośmiu mnichów ze swojego ścisłego grona na University of Wisconsin w Medison (USA) – wszyscy są profesjonalistami w dziedzinie medytacji z 10 000 godzin praktyki. Ich zadaniem było pomóc neuropsychologowi Davidsonowi w ustaleniu, co porusza mózg w momencie duchowego skupienia.
To pytanie zaabsorbowało też Ulricha Ott. „ Fascynującym pomysłem jest wyjaśnianie neuropsychologii oświecenia”, uważa psycholog z uniwersytetu w Giessen i jeden z niewielu niemieckich ekspertów medytacji. „Coraz więcej ludzi interesuje się medytacją, jednak nauka przez dłuższy czas zaniedbywała tę dziedzinę”. Obecnie obserwuje się pewne zmiany w tej sferze. Przede wszystkim w USA naukowcy próbują przyjrzeć się mózgowi podczas medytacji za pomocą wysokoczułych elektroencefalografów i najnowocześniejszych, rejestrujących na obrazie procesów, jak tomografia rezonansu magnetycznego. Ich pierwsze orzeczenia nie zaskoczyłyby Dalaj Lamy, dowodzą bowiem tezy, którą prezentują od 2500 lat praktykujący buddyści: medytacja i mentalna dyscyplina prowadzą do zasadniczych zmian w mózgu.
Już przed kilkoma laty pewien tybetański opat, który medytował ponad 10 000 godzin, sprawił dużą niespodziankę w laboratorium Richarda Davidsona. Aktywność jego lewego płatu czołowego mózgu była o wiele wyższa niż u 150 nie-buddystów, którzy dla porównania byli testowani przez badacza. Naukowiec wiedział z innych badań, że taki wzorzec pobudzenia jest odpowiedzialny za podstawowy nastrój, nazwany przez niego „ pozytywnym afektywnym stylem”. Optymistyczne typy mają bardziej aktywną lewą czołową korę niż typy pesymistyczne. Oczywiście ten obszar kory trzyma w ryzach złe uczucia i dba o pogodną równowagę i spokój ducha, która wyróżnia wielu buddystów. „ Szczęście to sprawność, której można się wyuczyć, jak dyscypliny sportowej lub gry na instrumencie muzycznym”, brzmiała końcowa konkluzja Davidsona. „Kto ćwiczy, staje się coraz lepszy”.
Badacz powtórzył doświadczenie z Mathieu Ricardem i siedmioma mnichami przysłanymi przez Dalaj Lamę - rezultat był ten sam. Ich lewy płat czołowy mózgu był ekstremalnie aktywny. Jednak potem Davidson wziął dokładniej pod encefalograficzną lupę swoich „olimpijczyków pracy mentalnej”, a mianowicie podczas praktykowania „współczucia bez zastrzeżeń” – formy medytacji, w której miłość i współczucie przenikają tego samego ducha. Celem jest bezwarunkowa gotowość pomocy drugiej osobie. Podczas badań Davidson rejestrował prądy mózgowe przy pomocy 256 czujników umieszczonych na czaszkach badanych mnichów. Grupa nowicjuszy była grupą porównawczą.Rzut oka na wartości pomiaru uwidocznił sensacyjne różnice. W mózgu mnichów tzw. aktywność gamma silnie wzrosła w czasie medytacji, podczas gdy u nie wyćwiczonych nowicjuszy praktycznie nie podniosła się. Oprócz tego te szybkie, wyróżniające się wysoką częstotliwością prądy mózgowe były lepiej zorganizowane i skoordynowane. I fale przemykały przez cały organ myślenia. „ Z reguły fale gamma są ograniczone zarówno czasowo jak i przestrzennie”, wyjaśnia Urlich Ott. „Pojawiają się tylko na krótko gdzieś w mózgu”. Kiedy, tego badacze mózgu nie mogą powiedzieć z całą pewnością. W efekcie końcowym częstotliwość prądów mózgowych odpowiada za określone stany duchowe. Fale delta o niskiej częstotliwości charakteryzują głęboki sen. Fale alfa (ok. 10 Hz) są charakterystyczne dla stanu czuwania w odprężeniu. Fale gamma o częstotliwości ponad 30 Hz towarzyszą kognitywnym rekordom, na przykład momentom ekstremalnej koncentracji.
Buddyjski mnich sprawia wrażenie bardzo zrelaksowanego, ale jego mózg nie jest w żadnym wypadku wyłączony podczas medytacji. Wręcz przeciwnie: w chwili pogrążenia się w myślach panuje najwyższy stan skupienia. „Aktywność gamma mogłaby odpowiadać za ekstremalny stan czuwania, który opisują liczni medytujący”, mówi Ott.
Ale fakt, że pobudzenie tak skoordynowanie przebiegało przez cały organ myślenia mnichów, jeszcze bardziej fascynuje psychobiologa z Giessen. Odnośnie fal gamma istnieje bowiem jeszcze druga hipoteza, która mogłaby rozwiązać jedną z największych zagadek badań nad mózgiem – mianowicie odpowiedzieć na pytanie, jak powstaje świadomość.
Przyjmijmy, że siedzimy przy filiżance kawy. To, co świadomie postrzegamy, jest ogólnym wrażeniem, zaś mózg przetwarza poszczególne aspekty w różnych obszarach. Jeden obszar rozpoznaje brązowy kolor, inny identyfikuje aromat, trzeci – kształt filiżanki. Ale dotychczas nie znaleziono obszaru, który łączy wszystkie części układanki. Dlatego przypuszcza się, że komórki nerwowe biorące udział w tym procesie komunikują się za pomocą swego rodzaju kodu rozpoznawczego: częstotliwości gamma. Jeśli sygnały „brązowy”, „aromat” i „filiżanka” drgają w równym „takcie” 40 Hz, to kawa pojawia się przed okiem wewnętrznym. Według tej teorii – a eksperymenty wydają się ją potwierdzać – fale gamma są więc nadrzędną częstotliwością sterującą, która synchronizuje i łączy obszary mózgu. W ten sposób powstają stany postrzegania, jak również stany świadomości.
Każde ekstremalnie skoordynowane oscylacje gamma, które zarejestrował Davdison u mnichów, nie wystąpiłyby w normalnych warunkach, uważa Ulrich Ott. Jego wyjaśnienie brzmi: „Gdy wszystkie komórki nerwowe drgają synchronicznie, wszystko staje się jednym, nie możliwe jest różnicowanie ani podmiotu, ani obiektu. Dokładnie to stanowi centralne orzeczenie (wypowiedź) duchowego doświadczenia”.
Taki efekt pozostawia oczywiście też swoje neuronowe ślady wykraczające poza moment wewnętrznego skupienia, gdyż już przed medytacją aktywność gamma w mózgu mnichów była wyraźnie silniejsza niż u innych osób podanych badaniu, szczególnie w centralnej lewej przedniej korze odpowiedzialnej za emocjonalną równowagę. Jest to kolejny dowód na to, że na świadomość, a wraz z nią na całą osobowość można celowo wywierać wpływ przez medytację, uważa Davidson, a więc przez mentalną pracę. „Przełączenia w naszym mózgu nie są utrwalone. A więc nikt nie musi pozostać takim, jakim dziś jest”.
Matthieu Ricard, już przed swoja wizytą w Madison, nie miał co do tego żadnych wątpliwości: „Medytacja nie oznacza siedzenia pod drzewem bodhii spędzania tam miłych chwil”. Jego zdaniem, jest czymś zupełnie innym niż odprężenie. „ Chodzi o głębokie zmiany twojego bytu. Po dłuższym czasie stajesz się inną osobą”, mówi. Także badacze mózgu, którzy sprawom ducha są raczej mało przychylni, zapewne z czasem przyznają mu rację.
Artykuł opublikowany w „Suddeutsche Zeitung” Nr. 68 z 23.03.2005
Monachium – Niemcy
Tłum. z jęz. niemieckiego Joanna Walczak
na zlecenie Grupy Zen Kannon Kudoku. www.zen.info.pl
Mathieu Ricard (1946) syn wybitnego francuskiego filozofa Jean-Francois Revel po raz pierwszy w 1967r. udał się do Indii. W późniejszych latach został mnichem praktykującym buddyzm tradycji tybetańskiej.W 1972 uzyskał doktorat w zakresie genetyki molekularnej w Instytucie Pastera w Paryżu. Zrezygnował z kariery naukowej i przeniósł się do Nepalu , gdzie przebywa w klasztorze Sherchen Tennyi Dargyeling.Jest członkiem grupy badawczej Mind and Life Institute , autorem kilku książek oraz tłumaczem XIV Dalaj Lamy.