Zen Soto
  • Aktualności
    • Ryusenji 2016
  • Ryusenji
  • Nauczyciele
  • Ryuho Renge An
  • Trzej Mistrzowie
  • Sesshin 2010
  • Ryusenji-maj 2010
  • Ryusenji -styczeń 2010
  • Sesshin 2009
  • Wideo
  • Kontakt
  • Teksty
  • Foto archiwum 2006-2009
  • Medytujący więźniowie
  • Ciekawe strony
  • Ryusenji 2018

Trzej Mistrzowie Zen

Picture

Takehiko  Sunako praktykuje  zen  w  Ryusenji.  Jest  wykładowcą  fizyki kwantowej na Uniwersytecie Hamamatsu.  Poniższy  artykuł  ukazał  się w  dwóch  częściach , w  biuletynie  uniwersyteckim  w  czerwcu i  grudniu 2006r.   

                                                


Jakże "ja" mam przedstawić zen?   
 1. Wprowadzenie .
  Według Witgensteina podmiot, "ja", jest granicą tego świata. I nie ma on z tym światem związku. Założyciele różnych szkół religijnych nauczali , że nie powinniśmy uważać za ten świat tego, co widzimy na zewnątrz. Ale nie sposób nie zauważyć samego "ja". Dlatego "ja" napotykam trudności w przedstawieniu zen. Stąd tytuł: "Jakże "ja" mam przedstawić zen?". Gdybym był w stanie jasno wytłumaczyć, kim "ja" jestem, to łatwo by mi również było wyjaśnić, czym jest zen. Tak więc zen równa się "ja". Zen tłumaczy się różnie: dharma, tao, teraz - i tak dalej. Ludzie sami siebie także określają na różne sposoby - podając imię i nazwisko, wiek, pozycję itp., ale ich prawdziwa tożsamość nie mieści się w żadnej z tych rzeczy. Usiłując wytłumaczyć, kim jestem, zatracam pojęcie o tym, kim "ja" jestem naprawdę. Czyż to nie interesujące, że nie uświadamiamy sobie, że nie rozumiemy swojej prawdziwej jaźni? Oto mądrość Sokratesowa. Jednak zen często bywa wyjaśniany w książkach swoich mistrzów w paradoksalny sposób. Dzięki tym książkom możemy uzyskać przebłysk tego, czym jest zen. Jeśli uczciwie skonfrontujemy się z naszymi paradoksami, nie sposób nie zatracić naszego zwykłego sposobu myślenia. Wtedy dopiero jesteśmy w stanie zaakceptować to, kim jesteśmy. Akceptowanie nowych myśli i rozpoznawanie tego, co zostało akceptowane w przeszłości, nie sprawia nam różnicy. Dawniej działania lub myśli postrzegano jako przypadkowo zbieżne w czasie, natomiast dostrzeganie lub zastanawianie się nad tym, jak i dlaczego się one wydarzają, było czymś wyjątkowym. Dlatego korzystnie jest nie starać się traktować ksiąg mistrzów takich jak Shobogenzo dosłownie, ale jako ogólne wskazówki. W niniejszym reportażu wytłumaczymy, jak trudno jest zrozumieć i wyrazić tę koncepcję, ale dylemat ten jest naturalnym elementem dochodzenia do prawdy. Rinzai powiedział, że kiedy myślimy, że słuchamy Buddy, którym jesteśmy, to w rzeczywistości słuchamy własnych myśli. Założyciele poszczególnych szkół opisywali zen na różne, sobie właściwe sposoby. Jeśli ktoś zdoła je pojąć, to może potem uczyć innych odwołując się do ich doświadczeń bądź wiedzy. Drogę wskazują, aż po dziś dzień, mistrzowie. To naturalne, że współcześni mistrzowie wskazują ją na współczesną modłę. Trudno jest "ja" przedstawić zen, toteż "ja" przedstawię go za pośrednictwem mistrzów, poprzez ich słowa i zachowania, a także na podstawie moich własnych doświadczeń w tłumaczeniu  z języka japońskiego na angielski  dokonanym  przez  czcigodnego kapłana  Takashiego Onozawy. 

 2. Trzej mistrzowie zen                                                                                                
 Uciesznie jest obserwować dzieci podczas zabawy. Kiedy coś wyrażają - zaskoczenie, śmiech, złość, płacz i tak dalej - wyrażają to całym ciałem. W jednym momencie bawią się w coś radośnie, a zaraz potem coś innego zaczyna je bawić. Niestrudzenie znajdują sobie powody do radości. Zastanawiałem się, kiedy te dzieci przestaną się bawić w ten sposób i zaczną z boku obserwować, jak się bawią inni. To także musi być dla nich dziwne: spostrzec w sobie widza. Kiedy dzieci stają się dorosłymi, wtedy, w przeciwieństwie do stale cieszących się czymś maluchów, zaczynają się denerwować stresami życia. Czasami denerwuje je sam fakt, że się denerwują. Zachodzą w głowę, dlaczego coś się źle układa, mimo, że starają się rozwikływać wszystkie zawiłości. Wpadają w błędne koło krytykowania innych ludzi bądź społeczeństwa, zamiast siebie samych. Mimo wszystko jednak mają pewne pojęcie o tym, że odwracają wzrok od własnej osoby. Mogą przy tym się usprawiedliwiać, że ścieranie się ze sprzecznościami społeczeństwa i konfliktami wewnętrznymi jest przywilejem dorosłości, ale wciąż nurtuje ich skryty niepokój. Jak jednak zmienia się nasza sytuacja, skoro wydarzają się następujące rzeczy?  
  1. 1.Człowiek może być wolny od krępujących nas zwykle ograniczeń, i dzięki temu żyć w poczuciu komfortu.
 
  1. 2.Są dowody na to, że osoby realizujące taki styl życia faktycznie istnieją (teraz, w roku 2006).
 
  1. 3.Kimkolwiek jesteś, możesz cieszyć się taką wolnością.
  Rozmaite problemy w społeczeństwie mogą, rzecz jasna, zostać rozwiązane przez ludzi, ponieważ to oni sami przyczynili się do ich powstania. Doświadczenie jednak podpowiada nam, że nie przychodzi nam to łatwo. Wielu sądzi, na przykład, że osobę, która osiągnęła to, o czym mowa w punkcie 1, na pewno kosztowało to mnóstwo wysiłku. Tymczasem do stanu tego można dojść poprzez wymiary zupełnie inne niż wysiłek. W istocie, jak stwierdziłem w punkcie 2, ludzie tacy naprawdę istnieją, co z kolei prowadzi do wniosku z punktu 3. Trzy powyższe punkty często są przedmiotem nauczania religii i sekt, ale są też tacy, którym udaje się dojść do tego przypadkowo. Niektórzy, na przykład, doznają olśnienia, kiedy zagubią się podczas górskiej wspinaczki, inni - w trakcie doświadczeń z pogranicza śmierci. Od czasu do czasu słyszy się takie historie. Opowieść, którą za chwilę przytoczymy, mogłaby być jedną z nich, ale możemy z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jest ona na swój sposób wyjątkowa. W większości przypadków próba przekazania jakiegoś doświadczenia za pomocą języka czy obrazów nie da się porównać z przekazem tego doświadczenia przez bezpośredni kontakt. Ta zaś opowieść tym różni się od innych, że bardziej niż one zbliża odbiorcę do rzeczywistego przeżycia. Mam poczucie, że to doświadczenie nauki wygląda niemal surrealistycznie, a zarazem jest fascynujące. Od wieków słyszało się opowieści o tym, jak ktoś osiągnął satori (oświecenie). Ludzie na ogół sądzą, że zwykły człowiek nie może osiągnąć tego stanu, albo że musi w tym celu porzucić normalne życie. W owym stereotypie myślowym wszystko to przypomina starą, obco brzmiącą baśń. Większość z nas nie pojmuje naprawdę, czym jest satori, ani nie wie, jak je osiągnąć. Za przykłady osób oświeconych podaje się zwykle ludzi takich jak Krishnamurti, Steiner, Święty z Himalajów, Sai Baba, Masahisa Goi, Ramtha, Bartolomeu. Gdy otwieramy różne religijne teksty, często możemy w nich znaleźć pewne wspólne cechy. Na przykład, wszystkie one sugerują, że możemy urzeczywistnić ukrytą w głębi naszego umysłu świadomość łączności z kosmosem. Niektórzy pisali o tym od siebie, inni po prostu przepisywali to, co już wcześniej zostało napisane. Jeśli nawet jednak zaznajomiliśmy się z taką koncepcją, nie znaczy to jeszcze, że potrafimy ją zrozumieć. Nawet jeśli tego sami doświadczyliśmy, często już po chwili wracamy do naszych starych zwyczajów i nawyków. Co więc się z nami dzieje? Podróże zagraniczne mogą pomóc człowiekowi poszerzyć swoje horyzonty myślowe, ale nawet jeśli nastąpi wielka zmiana w twoim sposobie patrzenia na świat, co to zmienia w tobie? Po prostu przybywa ci jeszcze jedno doświadczenie. To tylko pewne ulotne, samospełniające się doświadczenie, które być może nic nie zmienia w twoim sercu. Jednak nie może być tak, żeby przeżyte doświadczenia same przez się zmieniały nasz pogląd na życie. W takich chwilach możesz mieć poczucie, że świat jest cudowny, ale ty jesteś wciąż tym samym sobą, zwyczajnym człowiekiem podobnym do trybiku w maszynie. Nawet jeśli uświadomiłeś sobie budowę wszechświata, zjednoczyłeś się z duchowym światłem, lub spotkałeś Buddę Amidę, czy to w jakiś sposób zmienia ciebie? Czuję, że wszystkie te doświadczenia to wciąż co innego niż satori. To, co ujęto powyżej w punktach 1, 2 i 3, można też wyrazić innymi słowami:  
  1. 1.Owa wolność od ograniczeń, o której mowa w pkcie 1, nazywana bywa satori.
 
  1. 2.Istnieją ludzie, którzy osiągnęli stan satori.
 
  1. 3.Satori jest dostępne dla każdego.
  Żałuję, że nie mogłem poznać osobiście tych oświeconych i posłuchać, co mówią. Czuję, że nawet jeśli ci, których mów słuchałem, nie byli naprawdę oświeceni, nie ma to znaczenia. I tak nie umiałbym się zadowolić samymi słowami czy opowieściami z drugiej ręki, chociaż czytałem dużo książek na temat satori. Przedstawię w tym artykule swoje doświadczenia związane z trzema wyżej wymienionymi sprawami. Nieświadomie tęskniłem do takich przeżyć, i nie skłaniała mnie do tego wiedza, lecz doświadczenia intuicyjne. Okazje się nadarzyły, kiedy już przekroczyłem czterdziestkę. Okazje do poszukiwania satori nie nadarzyły mi się ani w Indiach, ani w Stanach Zjednoczonych, ani wysoko w Himalajach, lecz tuż tuż, w moim rodzinnym mieście, w którym mieszkam od czasu szkoły podstawowej i gimnazjum aż do dziś. Było to w świątymi Ryusenji. Gdy byłem mały, mówiliśmy o niej: Yamadera, czyli "świątynia na górze". Podtytuł niniejszego tekstu, Pamiętniki doświadczeń z medytacją zen, wynika stąd, że owa świątynia należy do szkoły zen. W zasadzie jednak nie ma to znaczenia, czy jest to świątynia zen, czy nie. Początkowo miałem nawet pewne uprzedzenie do buddyzmu zen, ponieważ odnosiłem wrażenie, że u niektórych przyjęcie jakiegoś typowego dla zen poglądu czy przeżycie oświecenia nie jest autentyczne. Uważam, że ludzie w dzisiejszych czasach nie umieją zobaczyć prawdy, a osiąganie satori trwa długo, konieczny proces jest mało efektywny, a poza tym, siedzenie w medytacji jest czymś niepraktycznym w naszym zabieganym życiu. Pewnego dnia okazja sama mnie znalazła. Usłyszałem, że pewien mnich, który osiągnął oświecenie, bywa w kawiarni, do której i ja uczęszczałem. Zainteresowałem się tym. Jeśli mnich jest oszustem, to popełnia poważny grzech, ponieważ wzbudził we mnie wysokie oczekiwania, pomyślałem, a w takim razie powinien szybko zostać ekskomunikowany. Tyle, że jeśli się nie wie, czym jest satori, to nie sposób poznać, czy on jest oszustem. Miałem jednak nadzieję, że jeśli nim jest, uda się go zdemaskować. Do dziś pamiętam moment, w którym po raz pierwszy spotkałem tamtych trzech mistrzów zen. Dawno nie czułem, żeby od kogoś bił taki spokój. Właściwie wątpię, czy kiedykolwiek wcześniej doznałem takiego uczucia. Choć słowo "spokój" kojarzy się z bezgłośnością, tamci trzej mistrzowie zen niekoniecznie byli cisi. Nie byli cisi w tym sensie, jaki zwykle przychodzi nam na myśl. Byli to całkiem zwyczajni mężczyźni, tyle że otaczała ich atmosfera spokoju, jaka panuje w kamiennym ogrodzie świątyni Ryoanji. Zdawali się w ogóle nie nauczać buddyzmu wprost, nawet jeśli to potrafili i naprawdę chcieli go uczyć. Mistrzowie zen na ogół wskazują ludziom "Drogę", odwołując się do doświadczeń, jakie zwykli ludzie przeżywają na łonie społeczeństwa, albo też poprzez zwrócenie uwagi na śpiew ptaków i inne elementy przyrody. Jeśli nie naprowadzimy mistrza zen na temat zen, nie posuniemy się naprzód w poszukiwaniach. Dlatego trzeba podjąć inicjatywę. Stosunki między nami ułożyły się w opisany sposób już od pierwszego dnia. Atakowałem ich pytaniami z różnych stron: czym jest satori, czym jest "Droga", czym są nasze myśli? Przyjmowałem krytyczne nastawienie, dopatrując się sprzeczności i oszukaństwa w ich słowach. Czułem jednak, że sam się w tym gubię. Okazywało się, że choć to ja ich przepytuję, sam czuję coraz większe zmieszanie. Miałem wrażenie, że się rozpadam. Byłem jeszcze bardziej zdezorientowany niż na początku tej podróży. A ważną jej częścią jest medytacja. Do medytacji najlepiej jest siadać ze skrzyżowanymi nogami lub z jedną założoną na drugą. Ci, którzy mają sztywne kości nóg, mogą siadać na poduszkach, ci, którzy nie mogą zginać nóg, mogą korzystać z krzesła. Oczy patrzą w podłogę w odległości metra, a głowę trzymamy prosto. Układamy palce jednej dłoni w drugiej, stykając kciuki czubkami. I to mniej więcej tyle. Nie jest konieczne intonowanie buddyjskich tekstów, interpretowanie czegokolwiek, ani zmiana sposobu odżywiania. Objaśnianie tekstów nie jest czymś nieodzownym. Oczywiście, czasami potrzebujemy prostych instrukcji, w jaki sposób mamy siedzieć. Stwierdzenie, że interpretacje ksiąg są niepotrzebne, brzmi jak paradoks w sytuacji, gdy nauczanie mistrzów zen opiera się właśnie na tych tekstach. Słowa te wydawały mi się obce i niezrozumiałe. Przyjąłem jednak do wiadomości, że mistrzowie zen przekazują to, co mają do przekazania - także słowami; zdałem sobie również sprawę, że gdy druga strona odbiera dany komunikat werbalny, czasami przeistacza się on w coś innego. Ja również zniekształcałem pierwotne znaczenie, tak że daleko odbiegałem od oryginalnego sensu. Następujący przykład pomoże zrozumieć, jak łatwo jest pomieszać sens słów. Mistrz zen często mawia: "Ważny jest sam fakt, a nie to, w jaki sposób o nim myślisz". Kiedy poprzez myślenie dochodziłem do zrozumienia tego, co głosił, nie byłem w stanie uwolnić umysłu od narzucanych przez niego pojęć. Ta moja bezradność to tylko przykład; inni mogą nauczyć się w jakiś sposób odnajdować autentyczną prawdę. Nie oczekuję od czytelnika zrozumienia tego, na co wskazywał mistrz zen wyłącznie na podstawie moich osobistych doświadczeń. Byłbym natomiast szczęśliwy, gdyby moje doświadczenia zdołały choć trochę uchylić przed innymi drzwi do poczucia samemu, czym jest zen. Trzej mistrzowie zen, o których piszę w pamiętniku, to: Roshi Tetsugen, były naczelny mnich świątyni Ryusenji, Roshi Kando, naczelny mnich świątyni Shorinji, Roshi Tesshu, główny kapłan świątyni Ryusenji. Każdy z nich jest inny pod względem wyglądu i usposobienia. Łączy ich to, że noszą w sobie atmosferę spokoju, beztroski i wyzwolenia. Chciałbym rozwinąć opowieść następująco: W rozdziale 3 dojdę do tego, w jaki sposób można uzyskać wyzwolenie. W rozdziale 4 pokażę, jak w rzeczywistości odbywa się nauczanie mistrza zen. Nawet we współczesnej cywilizacji wciąż istnieją pytania i odpowiedzi w rozmowie mistrza z uczniem. Chciałbym, żebyście posmakowali owego surrealistycznego poczucia zrozumienia, które przekracza zwykłe myślenie. W rozdziale 5 wyjaśnię kluczowe wyrażenie "warunki takie, jakie są", aby pogłębić twoje zrozumienie zen. W rozdziale 6 dodam coś jeszcze, co, mam nadzieję, skłoni czytelnika do reagowania bardziej intuicyjnie, a mniej myślami. 

 3 Shikantaza - Jak powinienem siedzieć?   Shikantaza to medytacja typowa dla stylu zen soto. Nazwa znaczy: "nic, tylko siedzenie", ale nie całkiem wiadomo, co znaczy owo "nic, tylko". Tu akurat sprawa jest prosta - wystarczy zapytać. Nie pamiętam, ile razy pytałem, jak mam siedzieć. Kiedy wreszcie zrozumiałem odpowiedź, słowa te zrobiły na mnie głębokie wrażenie, po czym zaraz zacząłem stwierdzać, że oddalam się w przeciwnym kierunku, na przekór prawdzie. 
 Roshi Tesshu: No cóż, moja odpowiedź brzmi: nie robić nic.   Sądzę, że 99 na 100 ludzi, usłyszawszy te słowa, w końcu zacznie coś robić zamiast "nie robić nic". Przecież to niemożliwe: nie robić nic. Człowiek nie potrafi nie robić nic choćby przez minutę, nieprawdaż? Jeszcze raz więc pytam o to samo: No to co mam robić? Od początku napotykałem przeszkody, ale nie było trzeba się tym martwić. Dobrze jednak jest wiedzieć, że nie ma różnicy między uczniami początkującymi a zaawansowanymi2. A kiedy ogarnie nas frustracja, mistrz zen udziela rad:   Rosi Tetsugen: Łup! (uderza w pulpit) Czy robiłeś coś, żeby schwytać ten dźwięk?   Dźwięki się chwyta, oczywiście, jednym z pięciu zmysłów. Poza tym, dźwięki stale się zmieniają. Bicie serca, oddech oraz myśli funkcjonują bez udziału świadomości, bez przywoływania ich na siłę. Obrazy i dźwięki mogą być w rzeczywistości inne niż sobie wyobrażamy. Ponadto zaczynamy rozumieć, że nasz umysł jest ograniczany przez nieuświadomione przekonania.   Roshi Tetsugen: W treningu zen nie kierujemy się w stronę jakiegoś miejsca czy celu, ale staramy się zrozumieć proste prawdy czy też stany, jakie możemy urzeczywistnić w codziennym życiu.   Trening zen, powiada mistrz, różni się od tych, jakie przechodzimy w naszym świecie. Nie jest to taki trening, który czyni nas wytrzymałymi, ani taki, który wprawia nas w zdobywaniu. To, co mistrzowie zen rozumieją przez trening zen, zaprowadzi nas prawdopodobnie raczej do tego samego, o czym myślimy jako zwykli ludzie. Dlatego można powiedzieć, że trening zen jest dostępny dla każdego. Rosi Tetsugen stwierdził kiedyś, że ludzie nie są skłonni uważać picia herbaty za formę treningu. - No, a jaki sposób picia herbaty mógłby służyć treningowi?   Roshi Kando: Nie wystarczy, żebyś po prostu pił herbatę?   Jeśli usłyszysz tego typu dialog, możesz się poczuć zmieszany. No, przecież piłem już nieraz herbatę. Czy to znaczy, że już zrozumiałem, że akt picia ma nas dokądś zaprowadzić? Jeśli tak, to owszem. Nie jestem pewien, czy to skutek treningu, ale herbata smakuje teraz lepiej, niż zanim go spotkałem, choć sam jej smak się nie zmienił. Innymi słowy, teraz wyczuwam tajemniczy smak. Gdybym pisał o tym dalej, możliwe, że jeszcze bardziej bym ci zamącił w głowie, ale chciałbym powiedzieć jeszcze tylko o jednym, co ma związek z shikantaza. Bezwiednie odczuwam smak herbaty, który rozchodzi się po całym moim ciele. Głosy ptaków, kształt, w jaki układają się maty tatami, i zapach kadzidła dają się odczuć tak samo jak ów smak herbaty. Kiedy tylko świadomie pomyślimy o tych smakach, kształtach czy zapachach, zaraz tworzymy sobie jakieś wyobrażenie lub opinię. Słyszymy dźwięki, które istnieją poza naszymi myślami. Shikantaza to sytuacja dotykania absolutnej prawdy poza myślami3. Krótko mówiąc, to jest bardzo proste: jedyne, co musimy robić, to nie robić nic. Ale co to znaczy? Niektórzy potrafią po prostu sobie uświadomić, co to znaczy.

 4  Zenmondo - zmieszanie   Trwa zenmondo. Jest ósma. Po czterdziestominutowej medytacji przyszedł czas na dyskusje z Roshim Kando. Ktoś zapytał o to, co zostało wspomniane jako "prawdziwa dusza". Skoro jest jakaś "prawdziwa dusza", czy to znaczy, że jest również "dusza nieprawdziwa"? Roshi odpowiada: - Tak.   Takehiko: Co to jest nieprawdziwa dusza?   Roshi Kando: To taka, w której nie wierzymy w siebie.   Takehiko: Czy w takim razie świadomość, którą mam teraz, jest prawdziwa?   Roshi Kando: Tak.   Takehiko: A kiedy zasypiam, czy moja świadomość znika? Czy nadal jest prawdziwa?   Roshi Kando: Znika. Nie uważasz tak?   Takehiko: Owszem, wydaje mi się, że tak.   Roshi Kando: Jak możesz mówić, że coś znika, jeśli to coś nie istnieje?   Po tym, co zostało powiedziane, Roshi Kando zamilkł i patrzył wprost przed siebie. Nikt się nie odzywał. Wszyscy trwali w milczeniu.   Roshi Kando: Czy możesz opowiedzieć o smaku zupy z miso, którą jadłeś dziś rano?   Takehiko: Była wyśmienita. Im więcej przełykałem, tym bardziej mi smakowała. Ale myślałem o tym, że muszę ją szybko skończyć, żeby zdążyć na medytację.   Roshi Kando: Nie czułeś naprawdę jej smaku, prawda?   Takehiko: Jak to? No to jak mógłbym go opisać?   Roshi Kando: Smak. Jak byś nie opisywał smaku zupy z miso, i tak nie mógłbyś pojąć jej prawdziwego smaku. Bo go nie czujesz.   Takehiko: A ty czujesz ten prawdziwy smak?   Roshi Kando: Czuję to samo co ty, ale powiedziałbym inaczej. Nie sądzę, żebym był w stanie dokładnie opisać prawdziwy smak.   Takehiko: Czy naprawdę uważasz, że o twoim oświeceniu świadczy to, że czujesz prawdziwy smak zupy z miso?   Roshi Kando przytaknął. Jego postawa wprawiła mnie w osłupienie, ponieważ nie wyczułem w niej afektacji ani zadufania. "Co za człowiek!", pomyślałem. Nie mogłem się powstrzymać przed spytaniem, czy miał już wcześniej jakieś doświadczenia związane z oświeceniem. Odparł, że kiedy miał szesnaście lat i przyrządzał kolację, krojąc coś nożem, nagle zdał sobie sprawę, że nie ma nic w umyśle. Następnego dnia w drodze na pole również nie miał nic w umyśle. Od tamtej pory nie miał żadnych zmartwień.   Takehiko: Jak mogę też stać się taki?   Roshi Kando: Nie mówię, że powinieneś znaleźć się w stanie pustki w umyśle. Twierdzę tylko, że powinieneś się wprowadzić w stan, w którym nie istnieją myśli.   Mój wyraz twarzy chyba świadczył wymownie, że nie rozumiem, toteż dał mi pewną wskazówkę. Klasnął i spytał, skąd się wziął ten dźwięk. Wskazałem na jego dłonie. Uśmiechnął się i zakwestionował moją odpowiedź. Zadał kolejne pytanie: kto słucha? Na to jednak dało się odpowiedzieć. Zapadła cisza, która dała mi okazję do zastanowienia się, kim jestem i KTO słucha. W końcu odpowiedziałem zgodnie z tym, co sobie uświadomiłem: nie wiem, kim jestem, ani kto słucha.   Roshi Kando: Jeśli rozumiesz, czego nie rozumiesz, to już się znajdujesz na ścieżce zrozumienia. Ludzie nie potrafią z przekonaniem odpowiedzieć sobie na proste pytania, jeśli nie przyznają się najpierw przed sobą do tych umysłowych dylematów.   Po chwili milczenia rozstaliśmy się, a ja zdałem sobie sprawę, że właściwie nie rozumiem jego odpowiedzi, nie były one zapisane ani nie zinterpretowane w żadnym z buddyjskich pism czy książek. W zen odpowiedzi i pytania rodzą się wprost z sytuacji, w której się znajdujemy. Kilka dni później, w drodze powrotnej uderzyło mnie piękno świątynnego ogrodu, obsypanego płatkami kwiecia wiśni. Z daleka, z ciemności dobiegł mnie głos mistrza:   Roshi Kando: Co dzień rano idziesz do swojej skrzynki pocztowej po gazetę, prawda? Dlaczego to robisz?   Takehiko: To taki nawyk, no nie?   Roshi Kando: Czy to jest nawyk? (spytał z serdecznym uśmiechem)   Takehiko: Jeśli nie nawyk, to co?   Po namyśle pojąłem. Wykonując nawykowo takie działania, jak np. pójście po gazetę, nie myślę świadomie o tym, co robię. Mój umysł zaczął się nad tym zastanawiać. Wtedy uświadomiłem sobie, że nigdy nie myślałem o akcie sięgania po gazetę i o tym, żeby go naprawdę docenić. Zdałem sobie sprawę, że to, o czym myślę, jest czymś dziwnym. Zdumiewałem się, co się dzieje. Mistrz skinął potakująco. I tyle. Roshi Kando zapytał, gdzie jest jego palec, i wyciągnął palec przed siebie.   Takehiko: Tam.   Odpowiedziałem, wskazując tam, gdzie pokazywał mistrz. Zastanawiałem się, czy moja odpowiedź jest błędna, ale przecież tam był.   Roshi Kando: W takim razie, gdzie są twoje oczy?   Takehiko: Tutaj.   Wskazałem gestem dłoni. Mistrz znowu się uśmiechnął, a ja się zacząłem zastanawiać, na czym polega mój błąd. W toku dalszych dialogów nagle zdałem sobie sprawę, że nie wiem, gdzie są moje oczy. Odpowiadałem na jego pytania z pamięci i na podstawie wiedzy z przeszłości, nie myśląc w chwili obecnej, w teraźniejszości. Zapytany, gdzie są moje oczy, zrozumiałem, że on uczy mnie myśleć w chwili obecnej, a nie za pośrednictwem pamięci. Wówczas pomyślałem, że kolej na to, abym to ja o coś go zapytał.   Takehiko: Gdzie jest księżyc?   Podniósł w górę palec, nie pokazując na księżyc, a ja zdziwiłem się, o co mu chodzi.   Roshi Kando: W jakich warunkach możemy zobaczyć księżyc?   Oczywiście, księżyc możemy zobaczyć za pomocą wzroku. Dlatego pytanie, gdzie jest księżyc, nie ma sensu.   Takehiko: Teraz rozumiem.   Zapytani, gdzie jest księżyc, uświadamiamy sobie, że księżyc istnieje tylko w naszym umyśle.   Roshi Kando: Tak jest. TO jest księżyc. (układa swoje ciało w pewien kształt)   Zacząłem się zastanawiać, czy to właśnie reprezentuje księżyc w jego myślach.   Roshi Kando: Każdy człowiek tworzy sobie własny obraz księżyca, wcześniej zaszczepiony w jego pamięci.   Takehiko: Nie byłem pewien, o czym mówił, ale wyobrażałem sobie, że to, co człowiek widzi albo słyszy, istnieje na zewnątrz, a nie w nim samym.   Roshi Kando: Zgadza się. Patrz, co robię. Wszystko dzieje się we mnie. Ciekawe, prawda? A więc, gdzie to jest? (podnosząc palec w górę)   Takehiko: Tam.   Roshi Kando: Nie musisz odpowiadać.   Takehiko: O kay, o kay.   Roshi Kando: Powiedz tylko raz.   Takehiko: O kay.   Roshi Kando: Nie musisz nic mówić. Powinieneś polegać na swoich oczach.   Takehiko: (Milczenie) 

 5. Warunki takie, jakie są (a nie jakie widzimy)   Możesz być tylko tym, kim siebie postrzegasz. Roshi Gien   Medytując, zastanawiałem się, czy naprawdę rozumiem, kim jestem. Zacząłem sobie wyobrażać warunki takie, jakie są, ale nie miałem pojęcia, jakie one są. Czułem ogromny zamęt. Myślałem sobie, że być może nie jestem taki, jakim siebie widzę. Gdy przychodziłem po wskazówki do mistrza, który zdawał się górować nad całym otoczeniem, znowu słyszałem, że warunki są takie, jakie są. Krótko mówiąc, kwestia "bycia tym, kim się jest" zwraca uwagę na fakt, że możemy postrzegać siebie tylko przez pryzmat swoich wyobrażeń o tym, kim jesteśmy. Ulżyło mi i odtąd mogłem medytować z poczuciem komfortu, jednak niebawem zacząłem tracić pewność siebie i wkradł się we mnie niepokój. Chociaż wiedziałem, że są to naturalne reakcje na obecną sytuację, nie było łatwo nad tym zapanować. Przy takim sposobie medytowania często czułem się wyczerpany. Jeśli bardzo się staramy przestrzegać instrukcji czy reguł, męczymy się. Gdy natomiast nie będziemy się przejmować tym, co się wydarza, nie będziemy przeżywać żadnych trudności. Problemy pojawiają się wtedy, gdy dokonujemy ocen wartościujących. Jak się wydaje, sprawy nie układają się gładko, jeśli nabraliśmy jakichś uprzedzeń na skutek otrzymanych instrukcji czy pouczeń. Łatwo zauważyć, że w toku medytacji owe uprzedzenia jeszcze się pogłębiają. Stan faktyczny (czyli: warunki takie jakie są - przyp. tłum.) to rzeczywistość, czyli sytuacja obecna, a nie kurs wytyczony przez czyjeś instrukcje. Trwanie w stanie faktycznym można opisać następującymi zwrotami:  
  1. •Nie rób nic.
  2. •Nie zaczynaj niczego nowego.
  3. •Nie dokonuj żadnych ocen wartościujących: dobre - złe.
  4. •Medytuj.
  5. •Podążaj naturalną drogą.
  6. •Ucz się od rzeczywistości.
  Wyżej wymienione zdania mogą się wydawać równoznaczne. W chwilach zagubienia powinienieś przypomnieć sobie te zdania jedno po drugim. Wyrażają one sedno treningu zen, ale pamiętaj, że jeśli będziesz trzymać się litery tych zaleceń, ograniczą one twoje myślenie i zaprowadzą do sprzeczności. Może się zdarzyć, że zapędzisz się w kozi róg do tego stopnia, że będziesz chciał wszystko rzucić, ale pamiętaj, że to ty sam się tam zapędziłeś. Stan faktyczny jest zawsze z tobą, jak w filmie "Błękitny Ptak"6. Jeśli szukasz owego ptaka, wydaje ci się, że będziesz musiał powędrować gdzieś daleko7, i godzisz się z taką koniecznością. A tymczasem ów "błękitny ptak" jest stale z nami. W trakcie medytacji rozmyślam o zdaniach wymienionych powyżej, tworząc sobie jakieś wyobrażenie. Potem uświadamiam sobie, że to co robię jest właśnie sprzeczne z sensem owych zaleceń. Coś bowiem robię, choć twierdzę, że nie robię nic. Na przykład, teraz myślę o nierobieniu niczego - a więc jednak coś robię: myślę. Co się zaś tyczy "naturalnej drogi", to w jaki sposób mam nią podążać? Gdy mówię mistrzowi, że mnie to wprawia w zmieszanie, w odpowiedzi słyszę, że rozumiem dobrze. To znaczy: rozumiem, że nie rozumiem. Innymi słowy, żyję w sytuacji uświadamiania sobie sprzecznych stanów. Ta myśl to jedno z najistotniejszych pouczeń mistrza.   Roshi Tetsushu: Najlepiej jest być naturalnym.   Zapytał mnie raz Roshi Tetsushu: "Co to znaczy, że czegoś nie rozumiemy?" Myślę, że jest to głębokie pytanie. Budzimy się, chodzimy i rozmawiamy nie myśląc. Żyjemy w samym środku świata, w którym sobie nie uświadamiamy różnych rzeczy. Gdyby cię ktoś zapytał: "Co robisz?", odpowiedziałbyś coś w rodzaju: myję zęby, albo: idę. Ja także odpowiadałem w prosty sposób, ponieważ pytano mnie w prosty sposób. I to prawda, ale rzecz w tym, że myję zęby, nie myśląc. Kiedy idę, nie myślę o tym, że idę, prawda? Różne rzeczy robi się bez zastanowienia. Faktyczne warunki uświadamiane i te nieuświadamiane, to dwie strony tego samego medalu. Stan faktyczny jest jasny i bezsprzeczny. Głosy ptaków i syrena karetki pogotowia dają się słyszeć wyraźnie. Żyjemy w świecie, w którym "to, co rozumiemy współistnieje z tym, czego nie rozumiemy". "Stan faktyczny" to kluczowe pojęcie w zen. 
 6. Podsumowanie   M. Heidegger stwierdzał, że jego praca polega na przekazywaniu drogi prowadzącej do odpowiedzi. Podmiot zostaje sprowadzony do Dasein, czyli stanu, w którym jestem teraz. Mistrzowie zen tak samo wskazują drogę do odpowiedzi. Ale pokazują ją na sposób intuicyjny, a nie logiczny, jak u Heideggera. Czasem mogą nas na przykład uderzyć, żeby wyrwać nas z pętli myślenia. Jeśli usiłujemy pojąć ich nauki, nie udaje nam się nadążyć za ich tokiem. Nawet jeśli je zrozumiemy, nauczyciel będzie się śmiać i nie przyzna, że zrozumieliśmy. Niektórym ludziom nie podoba się ten sposób nauczania. A jeszcze inni zaczynają się interesować samą osobą mistrza. Ten reportaż ukazuje jeden z możliwych sposobów odkrywania zen. Jak mam przedstawić zen? Dróg zen nie da się objaśnić poprzez osobisty, pełen uprzedzeń, punkt widzenia. Jeśli natomiast uda nam się choć trochę oderwać od poglądów i myśli opartych na uprzedzeniach, to już jesteśmy w drodze do zrozumienia. W tekście zostało to określone jako "bycie tym, kim się jest".     Część 2   We wcześniejszym tekście wprowadzone zostały pojęcia: zenmondo i shikantaza. Przedstawione podejście do szkoły zen soto mogło wywołać pewne nieporozumienia, dlatego ja i mistrzowie chcielibyśmy jeszcze raz wgłębić się w ten temat. Poniższy, drugi artykuł rozproszy te nieporozumienia. Mistrzowie mawiali od czasu do czasu, że gdyby oni nie potrafili wytłumaczyć nam, jak należy praktykować zen, my nie moglibyśmy rozpocząć tej praktyki. Mówili nam, w jakich warunkach się znajdujemy, ale nie nakazywali, jak postępować. To duża różnica. Jeśli ich błędnie zrozumiemy, zaczynamy błądzić jak w labiryncie i nie znajdujemy satysfakcji. Dlatego mistrzowie posługują się klaskaniem, uderzeniami i tak dalej - bez słów. To nam pomaga uwolnić myśli. Wydaje nam się, że działamy świadomie. Ale czy tak jest naprawdę? Przecież nie wiemy, którą nogą wchodzimy do danego pomieszczenia. Nie wiemy, dlaczego wstajemy rano. Co więcej, jesteśmy nieświadomi, w jaki sposób posługujemy się myślami. Jeżeli będziemy starali się je zrozumieć, pogubimy się. Albowiem nie mamy do nich dostępu z powodu szumu, jaki wytwarza usiłowanie zrozumienia. Musimy więc zgubić myśli. Doświadczenie kensio często bywa opisywane jako poddanie się. Roshi Kando napisał na swojej wizytówce: "Nie zapamiętaj go ani nie zapomnij". Słowa te pochodzą z pewnego dodoitsu, pieśni miłosnej. Każdy z trzech mistrzów zen, o których piszę, ma swój własny charakter. Żaden nie twierdzi, że osiągnął satori. Ale mówią oni, że jeśli je ujrzymy, spostrzeżemy, że wszyscy mają satori. Spostrzegłszy to, człowiek staje się prawdziwym sobą, nie zafiksowanym na swoich zachowaniach. Gdy obserwujemy mistrzów, zdają się oni posiadać pewną moc, milczącą moc. Przypominają bąka, którego szybkie wirowanie sprawia wrażenie bezruchu. A teraz przyjrzyjmy się rozmowom z mistrzami.  

1 . Bierz to takim, jakie jest - po prostu pij herbatę   - Ach, ale była smaczna! - powiedział ktoś napiwszy się herbaty. 
 Roshi Tetsugen: Co cię skłoniło, żeby tak powiedzieć?   Nikt nie odpowiedział, nikt nie śmiał odpowiedzieć, ani nie umiał. Mistrz się uśmiechnął. Wtedy pan S. spytał, wciąż popijając herbatę:   Pan S.: Ty, mistrzu, przebywasz w świecie, w którym się pracuje, je, żyje po buddyjsku. Ja natomiast żyję w świecie laickim. Jak w tym świecie mogę wypróbować swój sposób życia?   Roshi Kando: Ja na ogół nie myślę o zen. Gdy medytacja dobiega końca, przestaję mieć jakikolwiek związek z buddyzmem zen.   Pan S. nie mógł się powstrzymać przed pytaniem, jak mógłby się wypróbować.   Mistrz czasami dawał nam pewną wskazówkę, jak posługiwać się zmysłami - na przykład zauważać ptasie głosy, kształt biurka, smak herbaty i inne doznania zmysłowe. Znów zacząłem się zastanawiać, czy mógłbym sam siebie jakoś sprawdzić. Myśli nie dawały mi spokoju, wprawiały mnie w zamęt, i w końcu musiałem poradzić się mistrza.   Roshi Tesshu: Dobrze jest brać rzeczy takimi, jakie są. Myślenie nie jest złe. Kiedy myślisz, wszystko dzieje się tylko w tobie. Wtedy możesz stać się jednością.   Stąd płynie wniosek, że w medytacji wszystko jest dopuszczalne. Nie jestem pewien, czy to, co robię, jest naprawdę medytacją. Może jednak kiedyś będzie mi się udawało unikać rozproszeń, które nagromadziły się w moich myślach, i będę myśleć swobodnie. Owe myśli przestaną zaprzątać moją uwagę. Na tym etapie nie ma różnic między doznaniami zmysłowymi a myślami. Gdy piję herbatę, mogę się cały zanurzyć w sytuacji picia herbaty. Dlatego medytacja jest tylko częścią treningu zen. Można by więc stwierdzić, że trening zen i życie mogą być tym samym. Skoro tak, ktoś mógłby mnie spytać, dlaczego medytuję. Roshi Kando zapewne odparłby na moim miejscu: "A dlaczego ty nie jesz?"   Pan S.: Co powinienem robić, żeby uwolnić się od przywiązania i od myśli? Czuję, że kiedy nie ma we mnie myśli, wtedy potrafię być wolny.   Roshi Tesshu: Ha! Być wolnym od przywiązania i od myśli... Jak mówiłem, myślenie nie jest czymś właściwym w treningu zen. Gdy mówimy o "byciu wolnym od przywiązania", to staramy się osiągnąć stan, w którym myśli nie istnieją.   Pan S.: Tak, może tak to jest.   Roshi Tesshu: Czuję, że bycie wolnym od przywiązania oznacza dotarcie do wymiaru, w którym nasze myśli są wolne od przywiązania, a nie to, że nasze przywiązania znikają.   Pan Miyako: O, to jakaś nowa interpretacja, nieprawdaż?   Roshi Tesshu: Nie możemy pojąć wymiaru wolności od przywiązania, jeśli ciągle przywiązujemy się do słów.   Pan S.: Aha, rozumiem.   Roshi Tesshu: Oczywiście, nie myślimy dużo, kiedy chce nam się spać, ale nie o takim stanie mówimy. W zen niewłaściwą rzeczą jest wyznaczyć sobie cel i do niego dążyć.   Słowa takie jak "wolność od przywiązania", "stan bez myśli" czy "oświecenie" są idealizowane, ale jedynie przez tych, którzy te słowa tylko słyszeli. Stosowanie wysiłku, żeby osiągnąć owe stany umysłu kłóci się z podstawowymi zasadami treningu zen. Pewnego razu pan Naito, doświadczony uczeń zen, powiedział, że chce mi złożyć wizytę. Powiedziałem, że mogę go ugościć tylko yakisobą - odparł, że nic nie szkodzi. Pan Naito przyszedł do mnie w towarzystwie Roshiego Tesshu z żoną i dziećmi oraz Roshiego Tetsugena. Spytałem ich wtedy, czy sądzą, że potrafię przyjmować rzeczy takimi, jakie są. W odpowiedzi natychmiast usłyszałem od obu mistrzów równocześnie, że stale jest ktoś, kto obserwuje to, co robię. To mnie osłabiło. Poczułem się, jakby ktoś wyciągnął spode mnie krzesło, na którym siedzę. Roshi Tesshu zakończył stwierdzeniem, że każdy chce dojść do jakiegoś zakończenia - tak jak ja. Zaniemówiłem; to było tak, jakby mnie wepchnięto do muszli klozetowej i spuszczono wodę. A jednak szok okazał się przyjemny. W owej chwili poczułem, że mój umysł jest swobodny jak chorągiew na wietrze. Są na tym świecie tacy, którzy doznali oświecenia, bez względu na wyznawaną religię. Kiedyś pokazałem mistrzowi książki o doświadczeniach oświecenia, lecz on z niechęcią przyjmował spisane w nich słowa i czyny. Bez względu na wielkość osobowości oświeconych czy też głoszonej przez nich teologii, reakcje mistrza były lakoniczne, gdyż nie było to coś, co by go interesowało. Krótko ucinał takie tematy również wtedy, gdy poruszaliśmy je po medytacji. Z drugiej strony, w czasie medytacji coraz częściej ogarniało mnie dobre samopoczucie. Medytujemy z otwartymi oczami, dzięki czemu widzimy maty albo ścianę przed sobą. Ten styl bardzo mi odpowiadał i czułem ulgę. Pytałem mistrza, czy jestem bliski oświecenia. Mistrz odpowiadał tylko: "No i co z tego?" Jakby tego było mało, potem zachowywał się chłodno i stwierdzał, że medytacja i zwykłe życie to jedno i to samo.
  Takehiko: Co myślisz o książce, którą ci pożyczyłem parę dni temu?   Roshi Tetsugen: Owszem, czytałem ją. A propos, poszedłem do sklepu, żeby kupić sobie własny egzemplarz, ale wszystkie były wyprzedane.   Takehiko: Naprawdę? Dopiero co wyszła... Miałem zresztą zamiar ci ją podarować.   Roshi Tetsugen: Dzięki.   Takehiko: A swoją drogą, co myślisz o autorze? Czy pisał do rzeczy?   Roshi Tetsugen: Tak, był dobry...   Roshi Tetsugen: ...ale...   Takehiko: Co masz na myśli?   Roshi Tetsugen: Kłopot w tym, że on uważał oświecenie za zjawisko w czasie.   Takehiko: Jak to?   Roshi Tetsugen: Niedobrze, że obserwował swoje doświadczenia zachowując świadomość, ponieważ tam nie powinno być świadomości.   Takehiko: Naprawdę?   Roshi Tesshu: Ano, w tej książce jest napisane, że istnieje "jakiś inny świat".   Takehiko: Owszem.   Roshi Tesshu: Może nie przychodziło mu do głowy żadne inne wyrażenie, ale czyż nie istnieje gdzieś jakiś inny świat?   ****   Pan M.: W sumie, uważam, że jedyne, co możemy zrobić, to słuchać tego, co ktoś mówi.   Roshi Tesshu: Mówiąc o tym "kimś", sądzisz, że słuchasz jego opowieści, prawda? Ale to nie jest jego opowieść, tylko twoja. Jeśli dotykasz biurka, to czujesz coś dlatego, że istnieją twoja ręka i biurko. Lepiej uznać, że nie ma różnicy między ręką a biurkiem; nie rozróżniać, na przykład, co było pierwsze, a co drugie.   Pan M.: Tak, masz słuszność.   Roshi Tesshu: Ot, tak (klepie w blat biurka). Jaki to stan?   Pan M.: Słucham?   Roshi Tesshu: Jaki to stan? (jeszcze raz klepie w blat)   Pan M.: Czy to ja tworzę ten stan?   Roshi Tesshu: A jakże? Czy to nie jest twoje? Wszystko wydarza się w tobie, nieprawdaż?   Pan M.: A więc - nie w kimś innym.   ****   Pani O.: Mój mąż jest niesamowicie wrażliwy na dźwięki i zapachy, dlatego się przeprowadziliśmy.   Roshi Tesshu: Byłoby dobrze, gdyby mógł używać tych zdolności w innym celu, prawda?   Takehiko: Niektórzy mocno odczuwają obecność duchów.   Roshi Tesshu: Choćby się bardzo od nas różniły, są one istotami jak my. Jeśli to błędnie zrozumiesz, to przepadłeś.   Takehiko: Często się słyszy o "udzielaniu Indo" (prowadzenie osoby zmarłej do zbawienia). Co to znaczy?   Roshi Tesshu: Znaczy tylko tyle, że taki akt ma miejsce.   Takehiko: Przez machanie szmatką?   Roshi Tesshu: Zgadza się. Jest to symboliczny gest oznaczający, że nie ma się o co martwić, bo zmarły jest ocalony. Ale, prawdę mówiąc, akt ten mogą spełnić tylko ci, którzy rozumieją jego znaczenie. 
 Mistrzowie są ostrożni w mówieniu o duchach. Sądziłem, że potrafią z łatwością rozprawiać na temat duchów oraz życia przed i po życiu, ale oni najwyraźniej niechętnie wdawali się w dyskusje na te tematy. Żywo zaprzeczali istnieniu tych rzeczy, tym niemniej opowiadali nam to i owo o doświadczeniach wywoływanych przez duchy. Gdy jednak zaczynaliśmy wierzyć w te doświadczenia, mówiono nam, że wszystko dzieje się w nas samych. Chyba nawet kosmos jest w nas samych. Dlatego można powiedzieć, że kosmos znika, kiedy umierasz. Mistrzowie pytali, czy rozumiemy znaczenie śmierci, skoro nigdy jej nie doświadczyliśmy. Nawet jeśli ktoś unaocznił sobie realność śmierci, jest w stanie pojąć najwyżej sam fakt śmierci, a nie sens tego, co jest po niej. W tych sprawach mistrzowie wydają się mieć takie same poglądy jak Budda. Kiedy ktoś pytał Buddę o życie po życiu, Budda odpowiadał pytaniem: "Czemuż to pytasz o życie po życiu, skoro nie rozumiesz tego życia, które przeżywasz teraz?" Ważne jest, żebyśmy mieli w sobie pragnienie uczenia się o istnieniu rzeczy nieznanych, a nie żebyśmy dociekali życia po śmierci, narodzin wszechświata i tak dalej. Już teraz mamy wokół siebie tyle rzeczy nam nieznanych. Przyjmuję, że Budda chciał powiedzieć: "Nie zajmuj się tamtymi sprawami, po co w ogóle to roztrząsać?" "Co powinniśmy robić?" - to pytanie symboliczne. Tkwi w nim ukryte przekonanie, że człowiek chce mieć kontrolę nad swoim przeznaczeniem. Żeby posuwać się w jakimś kierunku, potrzebujemy czasu. Nawet obecną sytuację staramy się zmienić, choć jej nie rozumiemy. Nieświadomie usiłujemy zmienić swoje życie. Fakt życia w obecnym stanie to jedno, a akt zmieniania obecnego stanu to co innego. Sytuacja życiowa jest faktem absolutnym. Nie możemy zmienić sytuacji życiowej, ponieważ ona już się urzeczywistniła. Co więcej, ona już stała się przeszłością. Zawsze przebywamy w chwili absolutnej. Nie mamy kontroli nad obecnym stanem takim jak bicie naszego serca czy przepływ krwi. Dlatego ostatecznie nawet pytanie "Co powinniśmy robić" jest pozbawione sensu. Przyjrzyjmy się takiemu stwierdzeniu jak: "W przyszłości chcę być taki a taki". Ktoś może, na przykład, powiedzieć, że chce w przyszłości umieć grać na fortepianie, ponieważ teraz nie umie na nim grać. Stwierdzenie to wskazuje, że chce on zmienić swoje życie w odniesieniu do pewnych okresów czasu. Jednak stwierdzenie "Teraz nie umiem na nim grać" może odbiegać od rzeczywistości. Ściśle mówiąc, rzecz w tym, że on tylko myśli, że "nie umie na nim grać", ale to nie to samo co gdyby stwierdzić, że "on faktycznie nie umie grać". To, co teraz mówię, może się wydawać figurą retoryczną, ale często wpadamy w takie pułapki błędnego rozumienia.
  Roshi Tesshu: Ludzie miewają trudności, po prostu. Dopóki nie przysparzają one kłopotów innym, trudności nie są niczym strasznym, no nie?   Pan S.: No, a jak mogę postępować z ludźmi, którzy mają problemy? Nie wydaje mi się, że byłoby dobrze przyprowadzać ich tu, do świątyni, gdyż i tak później przestawaliby przychodzić.   Roshi Tesshu: Też tak czuję.   Czasami mam wrażenie, że zen jest czymś, do czego trudno się zbliżyć. Nieraz, gdy zadaję pytania mistrzowi zen, on tylko stuka w swoją miseczkę do ryżu. Niektórym podoba się takie "surrealistyczne" nauczanie. Tak jak ja to widzę, ono wcale nie jest surrealistyczne, tylko właśnie realistyczne. Tak czy owak, mistrzowie docierają do punktu, do którego zmierzają, tyle że niektórych może to wprawiać w zmieszanie. Często jakiś doświadczony uczeń spogląda na tych zmieszanych z sarkastycznym uśmiechem. Zmieszani mogą się dziwić, dlaczego mistrz stuka w miseczkę, natomiast lepiej rozumiejący czują, że tamci niepotrzebnie trzymają się rzeczy, które nie istnieją. Nauki zen, w przeciwieństwie do innych, nowo powstałych religii czy niedawno objawionych mediów, są lakoniczne. Istnieją jednak również mili mnisi zen, tacy jak Ryokan. Przy nim czujemy, że zen nie musi być niedostępny dla większości ludzi. Sposób, w jaki żyją mistrzowie, sposób wyzwolony, jest bardzo pociągający i z pewnością może nieść światu oświecenie. Roshi Tetsugen głęboko angażuje się uczuciowo. Przyjmuje ludzi, którzy są zagubieni, odrzucając ich problemy. Roshi Kando także posiada głębokie zrozumienie, ale roztacza wokół siebie atmosferę pełną humoru. Posiada zdolność rozbijania czyjejś skorupy w drobny mak przy użyciu prostych słów. Roshi Tesshu nie wiąże się z żadnymi metodami nauczania, toteż niełatwo jest za nim podążać. Bez względu na to, jak bardzo się staramy go uchwycić, on nam się z uśmiechem wymyka. Przy każdym z nich miałem wrażenie, że nasze uczucia i przeżycia stają się przy nich lżejsze. Samo ich istnienie jest dla nas nauką. Nie ma w tym przesady.   Takehiko: Powiedz mi, jak ty to czujesz: mam poczucie, że chyba widzę prawdę - w sali medytacyjnej i w miejscu pracy. Gdziekolwiek się znajduję, odczuwam, że jestem zjednoczony ze stanem obecnym. Co sądzisz o tych odczuciach?   Roshi Tesshu: Brakuje ci zrozumienia i wciąż sam siebie oceniasz. Uprawiając trening zen, stale masz jeszcze kogoś, kto ci się przygląda. Musisz sobie odpuścić.   Takehiko: Kimkolwiek jestem, myślę, że potrafię siebie trenować.   Roshi Tesshu: Gdy patrzysz na ten wachlarz, nie myślisz o tym, że jest on jednością, prawda? Co, według ciebie, znaczy: "być jednością"?   Takehiko: ....   Roshi Tesshu: To znaczy, że nie musisz potwierdzać wszystkiego, co widzisz. Nie musisz stale sprawdzać, czy potrafisz siebie trenować, czy nie. Wystarczy, żebyś brał rzeczy takimi, jakie są.   Takehiko: Znowu nie wiem, co robić.   Roshi Tesshu: Po prostu przestań siebie sprawdzać. Rozluźnij ciało i umysł.   Pan K.: Wczoraj podczas medytacji ktoś zakasłał, i w tym momencie poczułem taką podniosłą atmosferę. Co o tym powiesz?   Roshi Tesshu: Poczułeś ją, prawda?   Pan K.: Tak. Czułem, że trwam w tej atmosferze.   Roshi Tetsugen: Poczułeś, prawda? Ciekawe... czy było to właściwe, czy nie?   Pan K.: Chyba dobrze jest trwać w takim stanie, prawda?   Roshi Tetsugen: Mógłbyś wejść na odmienny tor myślenia. Nie zauważyłeś, że wchłonąłeś te myśli nieświadomie? Ludzie mają skłonność do lekkiego oddalania się od swojej pierwotnej natury. Bywa, że takie drobne zmiany w końcu zmieniają nas całkowicie. Komuś może się zdawać, że całkiem odrzucił swoje ciało i umysł, a tymczasem może on tkwić w pułapce. Mój mistrz zen, rosi Gien często mawiał: "Wobec tego po prostu siedź dalej". Dogen także wpadł w pułapkę. Powiedział swojemu mistrzowi, Nyojo, że jego myśli i uczucia zostały wypłukane.   Takehiko: W czasie tej intensywnej sesji medytacyjnej miałem silne odczucie, że nieświadomie wypełniam instrukcje. A powinienem był zapomnieć o doświadczeniu treningu zen i o samym zen, i zacząć żyć z dziecięcą świeżością. W ten sposób nie byłbym świadomy idei absolutności ani ludzkich pragnień.   Roshi Tetsugen: Gdybyś to zrealizował, nie opierałbyś się na instrukcjach. Jeśli nie umiesz tego zrealizować, to prawdopodobnie pójdziesz się poradzić kogoś takiego jak mistrz zen, który wskaże ci drogę. Mój mistrz zawsze mówił: "Po prostu siedź", ponieważ chciał uchronić ludzi przed myśleniem. Gdy ludzie doświadczali jakiegoś faktu, byli skłonni zbyt dużo myśleć o tym przeżyciu. To, czego człowiek doświadcza, nie jest tym samym co to, co myślimy o owym doświadczeniu. Jeśli myślisz, że osiągnąłeś oświecenie, to takie myśli będą ci właśnie uniemożliwiać jego osiągnięcie. Mój mistrz też miewał trudności z tymi myślami.  

2 . Zakończenie   Była kiedyś książka przygotowująca do egzaminu na studia, zatytułowana "Tendencje i sposoby". Ten pomocny podręcznik zawierał przykładowe zadania egzaminacyjne i odpowiedzi, jakie zdarzały się w poprzednich latach na egzaminach wstępnych na uczelnie, na które chciałem się dostać. Niniejszy tekst także jest podobny do takiego vademecum, i zawiera wskazówki na drogę do oświecenia zaczerpnięte od mistrzów. Osiągnięcie oświecenia, które, naturalnie, nie jest tym samym co zdanie egzaminów wstępnych, jest dla nas czymś abstrakcyjnym. Nie da się go ująć w słowa, a jednak każdy może je osiągnąć. Może to być trudne, a jednak czasem udaje się łatwo. Odkąd spotkałem zen, upłynęło około sześciu lat. Rzeczy wokół mnie teraz zaczynają się przejaśniać. Jest mało prawdopodobne, aby moje problemy miały trwać dalej. Czuję, jak ważna jest dla mnie każda minuta życia i każda okazja. Wracam do rzeczy, które utraciłem przed sześciu laty. Przyglądam się dzieciom, które bawią się w ogrodzie nie wiedząc nic o zen i ogarnia mnie poczucie, że zen jest wśród  nas.                                                                                                      Tłumaczenie z  j. angielskiego  Paweł  Listwan  



Powered by Create your own unique website with customizable templates.